14 stycznia 2014

W poszukiwaniu diagnozy

Dawno, dawno temu a dokładnie jesienią 2010r zgodnie z zaleceniami zrobiłem kilku tygodniowe roztrenowanie po Maratonie Warszawskim. Po przerwie pewnego razu wracając z treningu, na który wychodziłem z żoną, żeby mnie  nie pokusiło szybko biegać zacząłem odczuwać dziwny ból podbrzusza. Początkowo nie zwracałem zbytnio na to uwagi, nie pierwszy raz jak coś pobolewa.  Z czasem wraz z wydłużaniem tygodniowego dystans ból narastał i stawał się nieprzyjemny. 11 listopada jak co roku na Halembie odbywa się Bieg Niepodległości, po okolicznych lasach, ale nie o tym mowa, gdzie postanowiłem porozmawiać z Augustem Jakubikiem, chyba wszystkim znanym ultramaratończykiem.Po krótkiej rozmowie stwierdził, że to jakieś przeciążenie i powinienem zrobić przerwę i dać mięśniom odpocząć. Tak też zrobiłem, ten bieg był ostatnim przed dłuższą przerwą. W styczniu 2011r wróciłem do biegania, ale po kilku krótkich i lekkich treningach ból wrócił. Niestety nie pozostało nic innego jak udać się do lekarza. Lekarz pierwszego kontaktu, można powiedzieć "starej daty", wywiad, badanie i diagnoza - cytuję " rozpieprzony kanał pachwinowy" mówiąc w skrócie przepuklina pachwinowa spowodowana niedomkniętym kanałem pachwinowym. Skierowanie do chirurga i na USG. Wizyta po miesiącu, czyli w miarę szybko, badanie, sprawdzenie wyników USG i...tu nie ma żadnej przepukliny, dalsze leczenie w przychodni chirurgicznej bezzasadne. Od tego momentu zaczęła się moja dwuletnia walka z wiatrakami. Ortopedzi, badania USG, RTG, TK i nic. Okolice biodrowo-lędźwiowe bez jakichkolwiek zmian mogących powodować moje dolegliwości. Kolejni lekarze, to już lekarze sportowi, którzy też rozłożyli ręce. Neurolog, naczyniowiec, rehabilitacje z NFZtu jak i prywatnie u rehabilitantów sportowych  to samo, nikt nic nie wie. W pewnym momencie zasugerowano mi wizytę u psychiatry bo stwierdzili, że wymyślam sobie ten ból. Dopiero wiosną 2013r trafiłem do lekarza, który potwierdził pierwszą diagnozę-przepuklina.
Zdjęcie z internetu
Charakter mojej pracy nie pozwolił mi na szybki zabieg i ustaliliśmy termin na połowę grudnia. 13 grudnia miałem zabieg chirurgiczny metodą Lichtensteina, który polega na wszyciu siatki i w ten sposób wzmocnienie powłok brzusznych. Po rozmowie z wieloma osobami które miały taki zabieg już za sobą, troszkę obawiałem się okresu zaraz po operacji, każdy przechodził to inaczej, ale wszystkich bolało. Ja chyba miałem dużo szczęścia, ponieważ już po pięciu godzinach od zabiegu odmówiłem przyjmowania środków przeciwbólowych. Dzień po operacji to już wyjście z łóżka i spacery po oddziale, odczuwalny lekki dyskomfort, ale nie ból. W szpitalu zostałem do poniedziałku, po siedmiu dniach wyjęcie co drugiego szewka i po czternastu reszta. Rana ma około 5cm i dziś czyli miesiąc po zabiegu jest całkowicie wygojona. Od drugiego tygodnia staram się lekko wprowadzać obciążenia w postaci marszów jak i krótkich 3-4 kilometrowych biegów. W domu rozciągam okolice brzucha poprzez rozciąganie długotrwałe, a od kilku dni wzmacniam mięśnie brzucha. Okiem laika wydaje mi się, że rekonwalescencja przebiega pomyślnie i z każdym tygodniem będzie można zwiększać obciążenia. 

Powyższa sytuacja nauczyła mnie, że musimy sami o siebie zadbać, walczyć do końca.Często bronimy się przed wizytą u lekarza, ale nie tędy droga. Początkowo miałem pretensje do lekarzy, że nie potrafią zdiagnozować czegoś tak prostego jak przepuklina, podobno studenci o tym uczą się na samym początku studiów. Dzisiaj patrząc na to wszystko z perspektywy czasu stwierdziłem, że nie do końca "zwykli" lekarze nie potrafili postawić słusznej diagnozy. Idąc do lekarza i będąc wypoczętym, ja praktycznie nie miałem żadnych objawów, dopiero po treningu gdy mięśnie były zmęczone odczuwałem ból i zauważalne było uwypuklenie w okolicach pachwiny. Dziwi mnie za to fakt, że lekarze sportowi nie zaproponowali badania wysiłkowego, które pomogłoby w zdiagnozowaniu mojej przypadłości, przecież to ich chleb powszedni. U sportowców objawy mogą mieć całkowicie inny przebieg niż u zwykłego Kowalskiego, ale w to już nie wnikam. Czekam na "złote 100 dni" i wracam do normalnego życia.

2 komentarze:

Unknown pisze...

No i super!! A z szamanami już tak jest,wiem to bardzo dobrze.
Pozdrawiam
Karol

Anonimowy pisze...

Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

Prześlij komentarz